piątek, 20 lipca 2012

Rok Jana Jakuba Rousseau

     Ekscentryk, dziwak, heretyk, samouk. Dzieci z Môtiers rzucały w niego pomidorami. Ale też wielki myśliciel, nieprzeciętny umysł, dobre pióro, muzyk i wielbiciel dzikiej przyrody. Pisał: "Natura uczyniła człowieka szczęśliwym i dobrym, lecz społeczeństwo go znieprawiło i uczyniło nieszczęśliwym". Jean-Jacques Rousseau nie poddawał się klasyfikacjom, wychylał się z wszelkich ram. Musiał być niezwykłym człowiekiem.   
     W tym roku przypada 300 rocznica urodzin pisarza, ale również 250 rocznica jego przybycia (r. 1762) do Môtiers w Val-de-Travers, gdzie mieszkał przez trzy lata. Po raz pierwszy pisarz przybył do Neuchâtel  -miasta słynnego wówczas na całą Europę z drukarni - zimą 1730/1731, by dawać lekcje muzyki. Później, skazany na wygnanie przez Parlament w Paryżu za poemat dydaktyczny „Emil, czyli o wychowaniu” na miejsce zamieszkania wybrał Môtiers.
     Neuchâtel z okolicami należało wówczas od króla Prus, który udzielił azylu filozofowi i nadał mu obywatelstwo Neuchâtel. Rousseau dużo czasu poświęcał na spacery po okolicy (m.in. Ile de Saint-Pierre, gdzie zresztą później zamieszkał) oraz na zbieraniu roślin i prowadzenie zielników. Mieszkańców małej wioski gorszył swoją ekstrawagancją, wzbudzał ich zdziwienie stylem ubioru, który zwali "armeńskim" (bardzo długie, luźne koszule, przypominające damskie suknie). W tym czasie zredagował również „Listy pisane z gór”, które spowodowały skandal. Z tego powodu proboszcz Môtiers, mimo że był w dobrych kontaktach z pisarzem, znieważył go publicznie, a w nocy dom Rousseau obrzucono kamieniami. Po tym incydencie filozof już tu nie wrócił, a miasto i jego okolice nie były dla niego niczym więcej jak tylko przelotną przystanią. Zwłaszcza po „ukamieniowaniu” w Môtiers, w wigilię wyjazdu wyraża się o Neuchâtel następująco: „Klasa z Neuchâtel, to znaczy – towarzystwo urzędników z tego miasta nadaje rytm próbując podburzyć przeciwko mnie Radę Państwa. (…) Zajmują się oni głupotami oraz podrzędnym donosicielstwem, które śmieszy ludzi mądrych, a które podburza ludność przeciwko mnie” („Wyznania”, tłum. E. Zuba).
     Pomimo tych cierpkich słów, dzisiejsze miasto nie żywi urazy do tego człowieka Oświecenia i dla upamiętnienia jego rocznicy urodzin przygotowało kilka interesujących ekspozycji:
Muséum d'Histoire Naturelle (12 maja - 30 września) - ekspozycja dla miłośników botaniki, pt.” Stanę się rośliną”;
Ogród Botaniczny (13 maja - 24 czerwca; przedłużona) - "Krokami Rousseau po regionie Neuchâtel” przeniesie nas w czasie do Neuchâtel i jego okolic jakże odmiennych od dzisiejszych pejzaży. Jest to możliwe dzięki notatkom sporządzonym przez filozofa;
- Biblioteka Publiczna i Uniwersytecka (do końca października) - możemy się przyjrzeć wizerunkowi pisarza, a dokładniej kultowi jego wizerunku, jaki się o nim ukształtował. Jak wiadomo, Rousseau napisał również „Uwagi nad rządem Polski”. Dzieło jest do wglądu w tejże bibliotece;
- Biblioteka Pestalozzi - witryna z książkami o pisarzu, również jego zielniki;
- Muzeum J. J. Rousseau (Musée Jean-Jacques Rousseau) - Rue Jean-Jacques Rousseau 2, 2112 Môtiers, tel. 032 860-11-94; do połowy października, wtorek, czwartek, sobota i niedziela 14.30-16.30; 7/5 CHF. 

E. Zuba

WIĘCEJ:

piątek, 13 lipca 2012

Rosiński dla PolNe

     To było dla nas prawdziwe wydarzenie. W dzieciństwie - jak niemal wszyscy rówieśnicy - zaczytywałyśmy sie w Thorgalu. A teraz mogłyśmy zobaczyc jego twórcę, porozmawiać z nim, a nawet... nieco się do niego przytulić (co upamiętnia zamieszczone poniżej zdjęcie).
     Grzegorz Rosiński odwiedził nasze miasto na zaproszenie Międzynarodowego Festiwalu Filmów Fantastycznych w Neuchâtel (NIFFF) - w ramach "dnia literackiego". Po oficjalnej części spotkania miałyśmy okazję porozmawiać na spokojnie (i po polsku!) z naszym rodakiem. 
Fot. E. Z.
      Wywiad z rysownikiem przeprowadził Daniel Bernard. Dzięki tej rozmowie mogliśmy się dowiedzieć nie tylko o dzieciństwie twórcy Thorgala, o jego warsztacie twórczym, o różnicy między filmem a komiksem, ale również o czasach komunistycznych w naszym kraju. Komiksy nie były wtedy w ogóle znane ani w Polsce, ani w państwach byłego bloku wschodniego i nie posiadały tam żadnej tradycji. W latach 50-tych amerykańskie kreskówki były jeszcze zakazane (mogliśmy oglądać jedynie radzieckie). Dopiero dwadzieścia lat później na antenie polskiej telewizji zaczęto emitować filmy Disney'a czy np. "Bonanzę", jednak - z wiadomej przyczyny - jedynie w niedzielę, w zwyczajowej porze kościelnej mszy. 
     Rosiński zaczął rysować już w dzieciństwie - dla przyjemności oraz w poszukiwaniu takich emocji, jakie zapewniało kino. Kreował na papierze historie bohaterów, które bez kamery oraz inwestycji finansowych przenosiły w inny, kolorowy i jakże żywy świat. Motywacją była ogromna chęć tworzenia tego, czego wówczas brakowało. Jako dziecko lubił robić ilustracje do Jonathan'a Swift'a, Victor'a Hugo – powieści dawały mu poczucie nieograniczonej wolności. Stale poszukiwał czegoś nowego i stawiał sobie kolejne wyzwania. Kształtowanie jego „rysowniczego charakteru” rozpoczęło się już w Liceum Sztuk Plastycznych (obecnie Zespół Państwowych Szkół Plastycznych im. Wojciecha Gersona w Warszawie). - Wielu rysowników ma swoje ulubione pióro i są przyzwyczajeni pracować nim przez lata, ale nie ja - podkreślił artysta. - Dla mnie każde nowe pióro to narzędzie pracy, dzięki któremu powstaje nowa przygoda i które niesie ze sobą nową historię i wolność. Dlatego polski rysownik posiada ich niezliczoną ilość. Inna rzecz, ktora go odróżnia od pozostałych kreatorów komiksów, to fakt, że pracuje na dwóch stronach jednocześnie: parzystej i nieparzystej. 
Fot. E.Z.
     Artysta kilkakrotnie podkreślił wyjątkowość komiksów, które - w przeciwieństwie do kina i filmu - przenoszą czytelnika, będącego jednocześnie widzem, w świat wyobraźni. W emitowanym filmie niczego nie można już zmienić, natomiast komiks może ciągle żyć swoim życiem. Rysownik jest zafascynowany również teatrem.  - Dlaczego lubimy teatr wiedząc, że przedstawione sytuacje są zmyślone? Dlatego, że teatr pozwala nam marzyć i swobodnie przenosić się w różne przestrzenie. Rysownik nadmienił jednak, że nie lubi rekonstrukcji wydarzeń historycznych. 
     Pytany o okres komunizmu, plastyk odpowiedział nieco przekornie, że w tamtych czasach w Polsce cenzura była czymś wyjątkowym i stymulującym twórczość, ponieważ stanowiła grę w kotka i myszkę z systemem totalitarnym i pozwalała rozwijać inteligencję. Wtedy właśnie, niezaprzeczalnie dzięki cenzurze, powstało wiele wspaniałych dzieł
     Czy jednak w dobie techniki komputerowej i filmów 3D komiksy wciąż mają przyszłość? To pytanie wydaje się jednak retoryczne, co może potwierdzić długa kolejka fanów Thorgala i Skarbka stojąca po autografy od Grzegorza rosińskiego, która utworzyła się tuż po konferencji. 
   Odnoszący międzynarodowe sukcesy rodak na zakończenie sprawił nam wspaniały prezent - specjalnie dla PolNe w oka mgnieniu zrobił rysunek. Serdecznie dziękujemy!
     Pozdrawiamy Was wakacyjnie!
Ela Z. i Ania S.

środa, 11 lipca 2012

Thorgal w Neuchâtel

     Tego nie można przegapić: w najbliższy czwartek, (12 lipca), w ramach NIFFF'u do Neuchâtel przyjedzie Grzegorz Rosiński.
      Jak co roku Międzynarodowy Festiwal Filmu Fantastycznego (NIFF) organizuje "literacki dzień" - w tym roku poświęcony fantastyce w świecie francuskojęzycznym. Z tej okazji organizatorzy zaprosili Grzegorza Rosińskiego, polskiego malarza, rysownika komiksowego i grafika. Spotkanie odbędzie się o godz. 17.00, Teatr Passage 2 - "Spotkanie z żywą legendą". Wstęp wolny.
     Grzegorz Rosiński pochodzi ze Stalowej Woli, w Warszawie ukończył Akademię Sztuk Pięknych. Niektórzy kojarzą go z komiksowych opowieści o Kapitanie Żbiku, ale światowy rozgłos przyniosła mu postać Thorgala - gwiezdnego dziecka, wychowywanego przez Wikingów na wojownika. Pomysł na cykl narodził się w 1976 roku - po przeprowadzce do Belgii polski rysownik spotkał belgijskiego scenarzystę komiksów Jean Van Hamme, który zaproponował mu tworzenie rysunków do komiksu. Seria o Thorgalu i jego rodzinie (ukazało się ponad 30 części) cieszy się nesłabnącą popularnością, a w Polsce już dawno zasłużyła na miano kultowej.
     Światowej klasy spotkanie - polecamy.

WIĘCEJ: www.nifff.ch/?a=175,180,372

fot. z: imprezy.docelu.pl

czwartek, 5 lipca 2012

Za Holandią, przed Somalią

     Polacy uplasowali się na 25. miejscu, wyprzedzając m.in. Stany Zjednoczone - tak wynika z raportu podsumowującego zeszły rok dotyczącego populacji w kantonie.
      Pod koniec roku 2011 kanton Neuchâtel zamieszkiwało dokładnie 212 Polaków. Najliczniejszą grupę obcokrajowców stanowią  Portugalczycy (niemal 12 tys.), a za nimi - niezmiennie od czterech lat - Włosi. Francuzi i Hiszpanie. Ogólna liczba zamieszkujących kanton w grudniu 2012 wynosiła 173 009.
     Od sierpnia liczba Polaków wzrośnie co najmniej o cztery - spodziewamy się przyjazdu nowej rodziny. Tak trzymać!

Szwajcarski kwiatek

     Szarotka alpejska (leontopodium alpinum, Edelweiss, l'étoile des Alpes, na polskim Podhalu zwana kocią łapką) jest narodowym kwiatem Szwajcarii - symbolem niewinności, szczerości oraz czystości. 
     Istnieje wiele podań i legend związanych z tym niewielkim (ok. 30 cm wysokości) kwiatuszkiem. Szwajcarzy powiadają, że dawno, dawno temu w wysokich Alpach żyła Królowa Śniegu. Dostępu do jej królestwa broniły duchy uzbrojone w kryształowe dzidy. Pewnego dnia do bram jej włości zaszedł alpinista (inni twierdzą, że był to myśliwy). Dama bardzo się ucieszyła z tej wizyty i zachęciła go obezwładniającym spojrzeniem do wejścia. Oczarowany mężczyzna zaczął wspinać się coraz wyżej i wyżej, zapominając o niebezpieczeństwie. Widząc zbliżającego się śmiałka, duchy wyciągnęły iskrzące się kryształowo dzidy i zaczęły na niego nacierać. Młodzieniec wpadł do przepaści i zmarł. Królowa, widząc nieszczęście, zaczęła płakać, a jej łzy toczyły się wolno po lodowych, górskich szczytach aż do zielonych łąk. W miejscach, gna które spadły, zaczęły wyrastać szaro-białe kwiatuszki.
Fot. Edelweiss Media
     Tyle przekazuje nam helwecka legenda. A stare dzieje podają, że chłopak starający się o rękę ukochanej miał za zadanie ofiarować jej właśnie szarotkę - i to własnoręcznie zerwaną. Było to nie lada wyzwanie dla mężczyzny, ponieważ roślina ta występuje w miejscach mało dostępnych, niebezpiecznych i na dodatek na wysokości ok. 2000 m.n.p.m. Śmiałek, który wracał z wyprawy z szarotką, dowodził swego niezwykłego męstwa oraz nadzwyczajnej odwagi. I oczywiście zdobywał serce ukochanej. 
     Obecnie szarotka alpejska - zarówno w Szwajcarii jak i w Polsce - jest pod ścisłą ochroną. Jest reliktem polodowcowym, ale nie tylko dlatego bywa zwana "wiecznym kwiatem" - po zasuszeniu zachowuje taki sam kształt i kolor, jakby rzeczywiście była wiecznie żywa. I choć powszechnie znana jest w całej w Europie, to tak naprawdę narodziła się na terenie dzisiejszego kontynentu azjatyckiego. Wraz z topnieniem lodowca i ocieplaniem się klimatu miliony lat temu została przyniesiona z wiatrem na kontynent europejski, gdzie zadomowiła się w górskim klimacie. Dlatego w Mongolii na przykład, gdzie mikroklimat zbliżony jest do alpejskiego, szarotka nie będąc pod ochroną, występuje w masowych ilościach, na łąkach przeznaczonych do wypasu bydła. Pasterze mają tam w zwyczaju zbierać édelweiss, które po wysuszeniu formują w kulki używane do rozpalania ogniska.
     W kantonie Valais ten niespotykany i szlachetny kwiat jest hodowany na potrzeby rynku turystycznego. Ze względu na swe właściwości przecizwapalne, szarotkę uprawia się również dla przemysłu kosmetycznego. W kuchni natomiast, z uwagi na walory smakowe, występuje jako dodatek do czekolad, fondue i alkoholi.
E. Zuba
WIĘCEJ NA: 

poniedziałek, 2 lipca 2012

Euro z krakowskiej ławki - Espana campeon! Viva Espana!

Wydarzenia związane z Euro 2012 specjalnie dla szwajcarskiej Polonii komentuje - już po raz ostatni - dziennikarz sportowy, red. Jan Otałęga z krakowskiego Dziennika Polskiego. 
Fot. Reuters
      - Święta, święta i po świętach. – Euro, Euro i po Euro... Trzy tygodnie minęły błyskawicznie, jesteśmy po 31 meczach. Wbrew obawom malkontentów, turniej na Ukrainie i w Polsce udał się. W naprawdę szybkim tempie powstały stadiony, pobudowano trochę dróg, dworców - może nie wszystko co zamierzano, ale postęp jest. No i doszła tradycyjna nasza gościnność, ekipy piłkarskie wyjeżdżały z Polski zadowolone z pobytu i kwater. Nie było na Euro większych zakłóceń, a przecież przed turniejem obawiano się nawet zamachów terrorystycznych. Tymczasem panował spokój, nie licząc incydentów przed meczem Polska – Rosja w Warszawie i bójki Rosjan ze stewardami we Wrocławiu, ale takie rzeczy zdarzają się wszędzie. A teraz jeden z naszych polityków ogłasza, że Euro było fundamentalną klęską. Niby chodziło mu o zaniedbania w infrastrukturze, ale tak naprawdę chciał swą oryginalną tezą znów wypłynąć na powierzchnię wydarzeń oraz przywalić organizatorom. Jednak sądzę, że te mistrzostwa ludzie w Polsce będą wspominać długie lata. Kiedy trafi się nam podobna impreza? Nawet gdy niedawno Zakopane - trzeci juz raz - walczył o organizację narciarskich mistrzostw świata, znów dostało odmowę... 
     Ale nie tylko ten opozycyjny polityk jest niezadowolony z Euro. Także pewna branża zanotowała straty. Był w radiu wywiad z przedstawicielką branży uciech cielesnych. Spodziewano się wielkich zysków w trakcie turnieju, otwierano lokale w okolicach stadionów, wzmocniono kadrę; licząc, że kibice z całej Europy spędzą u nas czas pod znakiem 3 P (piłka, piwo, pieszczoty). I co? Kibice postawili tylko na pierwsze dwa P, te emocje jak widać im wystarczyły. 
     Przykro tylko, że nie popisali się nasi piłkarze. Wybrańcy trenera Franciszka Smudy zrobili za mało - tylko dwa remisy w trzech meczach i to na swoim terenie – to jak na 2,5 roku specjalnych przygotowań źle. Zbyt dobrych piłkarzy trener nie miał, fakt, ale dlaczego ustawiał zespół defensywnie? Samymi remisami nie da się awansować! 
     Tym jedenastym komentarzem (11 jest też piłkarzy w drużynie), żegnam się z Państwem i dziękuję za uwagę. W trakcie turnieju przedstawiałem też swoje typy. Początek miałem kiepski, stawiałem bowiem na sukces Holandii i odpadnięcie Grecji z grupy. Nie wyszło mi, ale rozkręcałem się w trakcie imprezy. Jak Hiszpanie. Dokładnie wytypowałem wynik w półfinale Włochy – RFN 2-1 oraz postawiłem w finale na Hiszpanów. Wyszedłem z założenia, że Włosi rozegrali już w półfinale swój najlepszy mecz na tym Euro, a Hiszpania jeszcze nie. W dodatku tak dobrej, bo swobodnie, dokładnie i szybko grającej w środku pola drużyny jak Hiszpania nie widziałem od czasów legendarnej Brazylii czasów Pelego. Pamiętałem też, że w tegorocznej Lidze Mistrzów Real Madryt i Barcelona odpadły w półfinale, Hiszpanie nie zdobyli wtedy wymarzonego trofeum, więc piłkarze tego kraju będą chcieli zrekompensować sobie to niepowodzenie w Polsce i na Ukrainie. 
     I rzeczywiście, w finale była to wielka Hiszpania. 4-0 nigdy nikt nie wygrał w meczu o złoto. Hiszpania jest pierwszym krajem w historii, który obronił tytuł mistrza Europy. 
     W XX wieku Włosi mieli patent na piłkarzy Hiszpanów, którzy mogli mówić o kompleksie włoskim. Dopiero w XXI wieku role się odmieniły i rzeczywiście teraz punkt ciężkości europejskiej (oraz światowej) piłki znajduje się w na Półwyspie Iberyjskim. A najlepszy piłkarz turnieju? Dopiero będą dyskusje! Postawiłbym na bramkarza Hiszpanów Ikera Casillasa. 
     Udane Euro 2012 za nami. Dzięki Polsko, dzięki Ukraino, dzięki Hiszpanio! 
Jan Otałęga 

niedziela, 1 lipca 2012

Sterowanie myślą

     W szwajcarskiej Ecole Polytechnique Federale de Lausanne powstał system, który uczy się odczytywać intencje operatora w systemach interfejsów mózg-komputer, które wykorzystują fale mózgowe. 
Fot. http://filipefreitas.net
     Ciągłe skupianie uwagi jest niezwykle męczące. Większość osób już po godzinie pracy z czytnikiem fal mózgowych jest wyczerpana. Szwajcarska technologia nowej generacji pozwala na większe rozluźnienie, pozwala też na to, aby osoba używająca interfejsu zajmowała się w tym samym czasie innymi czynnościami oraz na rozpoznawanie, które sygnały skierowane są do urządzenia.
      - W przypadku interfejsów czytających fale mózgowe napotykamy dwie ważne kwestie. Po pierwsze człowiek musi się do nich w pewnym stopniu dostosować i nauczyć się posługiwania nimi. To wygląda mniej więcej tak, jakbyśmy chcieli zamknąć oczy i używać tylko dotyku w celu nawigacji - mówi prof. Piotr Augustyniak, kierujący laboratorium Przetwarzania Sygnałów Biomedycznych w krakowskiej AGH.
     Szwajcarscy badacze uzyskali znakomite efekty, stosując zaawansowane algorytmy oparte na statystyce i rachunku prawdopodobieństwa.

ŹRÓDŁO: Focus, czerwiec 2011