piątek, 28 grudnia 2012

Umówiłem się z nią na dziewiątą

     Umówił się, ale nie przyszedł. Ani nigdy więcej już tak nie zaśpiewał. Wszyscy go szukali, a najbardziej to mama, która do śmierci wierzyła, że ukochany syn z wojennej zawieruchy jeszcze wróci.
Fot. Wikipedia
      Jeśli wsłuchamy się jeszcze w jego piosenki takie jak: „Ach, śpij kochanie” oraz „Już taki jestem zimny drań” to już chyba większość wie, o kogo chodzi. Za tymi piosenkami kryje się jeden z najsłynniejszych aktorów polskiego kina przedwojennego. Tak naprawdę to nazywał się Bogdan Eugène Junod, bo jego ojcem był Szwajcar Teodor Junod, który ożenił się z polską szlachcianką Jadwigą Anną Dorotą Dylewską. Rodzice wyemigrowali z Genewy do Łodzi, gdzie w 1907 r. Teodor, inżynier zafascynowany teatrem i kinematografią założył pierwsze kino „Urania” (obecnie znajduje się tam dom handlowy „Magda”). W ogrodzie znajdującym się przy budynku w lecie często odbywały się przewdstawienia tzw. Variétés.
     Eugeniusz od dziecka przebywał w środowisku teatralnym i filmowym. Został aktorem teatralnym i filmowym, piosenkarzem, reżyserem, pisał scenariusze i wspaniale tańczył. Jego filmografia (lata 1925 – 1938 obejmuje około 30 tytułów). Przystojny, szarmancki miał również dryg do interesów – otworzył w Warszawie kawiarnię (przy ulicy Foksal 17). Był jedynakiem. Cieszył się szalonym powodzeniem wśród kobiet, przez kilka lat związany z aktorką Zofią Neuman (Nora Ney), a później z aktorką z Tahiti Anne Chevalier (Reri). Nie założył rodziny. Wybuch wojny przerwał jego plany reżyserskie i jego karierę w Warszawie. Jeszcze we wrześniu 1939 r. przeniósł się ze stolicy do Lwowa, w którym występował jako aktor teatralny i konferansjer. We Lwowie przebywał około półtora roku i zdecydował się na wyjazd do Stanów Zjednoczonych. Nie wiadomo dokładnie czy przez przypadek czy z rozkazu został aresztowany we Lwowie przez NKWD. Jedno jest pewne, jego podwójne obywatelstwo budziło wątpliwości wśród pracowników NKWD i być może podejrzewano go o szpiegostwo. Wycieńczony zmarł pod koniec roku 1943 w łagrze w Kotłasie, w powiecie archangielskim.
     „Bodo” to pseudonim artystyczny autora, złożony z pierwszej sylaby jego imienia oraz jego matki. Wszystko pewnie potoczyłoby się inaczej, gdyby posłuchał matki i został lekarzem – tak jak sobie tego życzyła. Nie bez powodu dzisiaj wspominamy tę postać, bowiem Eugeniusz Bodo urodził się 28 grudnia.
E. Zuba
Przedwojenna Warszawa. Ulica, na której mieściła się kawiarnia Eugeniusza Bodo.
Fot. www.delcampe.ch
Eugeniusz Bodo i Nora Ney w Krakowie.
Fot. www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/134597:1/ 

czwartek, 27 grudnia 2012

Kto nas czyta?

     Kończy się kalendarzowy rok (i szczęśliwie przetrwaliśmy przewidywany koniec świata) - czas więc na podsumowania i plany.
      Według ostatnich statystyk czytelnicy naszego bloga mieszkają najliczniej w następujących krajach:
- Szwajcaria
- Polska
- Stany Zjednoczone
- Francja
- Niemcy
- Holandia
- Wielka Brytania
- Ukraina
- Rosja
- Włochy
     Jesteśmy dumni z tak dużego zasięgu! 
Serdecznie pozdrawiamy Polaków na całym świecie! 
     W tym miesiącu nasze strony wyświetlono niemal 1400 razy. Dziękujemy! To nas motywuje do dalszej pracy :-).  

wtorek, 25 grudnia 2012

Świąteczny prezent

      Wesołych Świąt! - tym razem po szwajcarsku. Wyszperaliśmy dla was kilka świątecznych pocztówek sprzed lat. Zachwyciła nas ich nieprzemijająca uroda. Mamy nadzieję, że i wam się spodobają - jutro część druga. 

www.gech.ch
www.gech.ch
www.gech.ch
www.ak-ansichtskarten.de

piątek, 21 grudnia 2012

Czekając na Arode

     Dawno, dawno temu, tak dawno, że nawet najstarsi ludzie w Neuchâtel nie przypominają sobie kiedy dokładnie, jeszcze zanim urodził się święty Mikołaj, szwajcarskie dzieci pod koniec grudnia oczekiwały z utęsknieniem przyjścia Pani Bożonarodzeniowej - zwanej też Arode lub Ciocią Arie.
     Pani ta odwiedzała dzieci głównie w naszym kantonie, w Jurze i w regionie Franche-Comté. Jej przyjście wieczorem 24 lub 25 grudnia poprzedzał dźwięk dzwonka. Arode była dobrą wróżką, a ubrana w białą, długą i błyszczącą srebrem i złotem suknię z welonem wyglądała jak panna młoda. Nikt nie wiedział skąd przychodzi, ale niektórzy przypuszczali, że mieszkała w grotach La Béroche (region znajdujący się między miastami Neuchâtel oraz Yverdon-les-Bains). Zawsze przybywała na ośle, a niektórzy widzieli, że podróżowała z laską, która w Wigilię zmieniała się w ptaka.
      Wróżka zawsze odwiedzała wszystkie domy, do których - podobnie jak później święty Mikołaj - wchodziła przez komin. Dzieci za dnia przygotowywały dla jej osiołka trochę siana w koszu, a ona zostawiała w zamian drobne podarunki w koszyku przed kominkiem (bożonarodzeniowych choinek jeszcze wtedy nie było).
     Zdarzało się, że zanim Arode zaczęła odwiedzać domy, spacerowała po ulicach Neuchâtel, co bardzo lubiła. Dzieci bardzo się cieszyły, że udało im się zobaczyć ją z bliska. Ciocia Arie często prosiła je o zaśpiewanie piosenki lub o wyrecytowanie wierszyka - co nagradzała brawami i drobnym upominkiem. Czasami - choć trzeba od razu zaznaczyć, że bardzo rzadko - wróżka spotykała niegrzeczne dziecko. O, dla takiego łobuza nie miała żadnych przysmaków, a jeśli był naprawdę niegrzeczny, dobra wróżka zmieniała się w groźną czarownicę. Groźnym głosem upominała ostro i nie wahała się nawet użyć swojej twardej laski. 
     Przychodziła tutaj do dzieci rok po roku, aż zastąpił ją św. Mikołaj (koniec XIX w.) Kto wie, może uda się ją zobaczyć spacerującą po Neuchâtel w tym roku?
E. Zuba
       Jezioro Neuchatel, grudzień 2012, Fot. M. Simm  

czwartek, 20 grudnia 2012

Do Jolki na pierogi

     Mamy dziś dla was dwie wiadomości, tradycyjnie: dobrą i złą. Dobra jest taka, że mamy polską restaurację! Zła - że niestety, nie w Neuchatel, ale w Zurychu... 
     Jednak Zurych od Neuchatel dzieli zaledwie 160 kilometrów (półtorej godziny InterCity), a prawdziwy smak polskich pierogów, bigosu czy sernika na pewno wart jest takiej wycieczki. Zwłaszcza że - jak zapewnia właścicielka restauracji JolkaPolka, Jolanta Wykrota – serwowane dania mają prawdziwie polski smak, bo przygotowywane są z polskich produktów. W dodatku z prawdziwą pasją. 

PolNe: - Bardzo fajna nazwa. 
JolkaPolka: - Dziękuję. Wymyśliłam ją wspólnie z moimi dwiema siostrami. Bo w końcu jestem i Jolka i Polka.
- Od jak dawna działacie? 
- Dokładnie od siódmego września bieżącego roku. 
- To dopiero pierwsze kroki! 
- Tak, minął dopiero trzeci miesiąc, ale radzimy sobie całkiem nieźle – zwłaszcza w niedzielę mamy dużo klientów. 
- To chyba zasługa bliskości kościoła, w którym odbywają się polskie msze? 
- Rzeczywiście, dużo Polaków przychodzi wtedy do nas na obiad – to dla nich również pretekst do spotkania z rodakami. Wcześniej nie było takiego miejsca, gdzie wszyscy mogliby posiedzieć, porozmawiać. 
- Szwajcarzy też przychodzą? 
- Coraz częściej, co bardzo nas cieszy. Ale odwiedzają nas również Włosi, Niemcy, Rosjanie. Pracujący w okolicy Polacy często przychodzą do nas na lunche ze swoimi kolegami – a potem te osoby wracają do nas ze swoimi znajomymi, rodzinami. Mieliśmy też zamówienia na organizację uroczystości, np. przyjęcia weselnego. 
- Polski ślub? 
- To akurat była para mieszana, Polka i Szwajcar. Jest też spore zainteresowanie organizacją przyjęć z okazji Pierwszej Komunii Świętej – mimo że nasza restauracja nie jest duża, mamy 36 miejsc. 
- Jakie menu zaproponowaliście na przyjęciu weselnym? 
- Przygotowaliśmy zrazy wołowe zawijane z papryką i boczkiem oraz żurek. Była też sałatka jarzynowa, podsmażane pierogi, ciasta, półmiski polskich wędlin: kaszanka, salceson. 
- Jak szwajcarscy goście zareagowali na takie przysmaki? 
- Myślę, że im smakowało, ale generalnie Szwajcarzy podchodzą do takich nowinek z dystansem. Ci, którzy do nas trafili zazwyczaj znają już polską kuchnię – mają znajomych Polaków albo członków rodziny. 
- Wędliny przyjechały z Polski? 
- Tak, tu takich przecież nie ma. Podobnie zresztą jak twarogu do pierogów. Serniki czasami robimy ze szwajcarskiego serka (séré maigre, tutaj przepis, który publikowaliśmy na blogu PolNe – przyp. red.) Niestety, dostawy nie są systematyczne, Polska w końcu dość daleko, a termin przydatności do spożycia tych produktów jest krótki. Jednak pierogi mamy zawsze z polskiego sera, nie da się go niczym zastąpić. 
 - Jaka jest twoim zdaniem najbardziej znana polska potrawa? 
- Oczywiście pierogi! 
- Z czym? 
- Może to trochę zabawne, ale najbardziej popularne polskie pierogi to ruskie, chociaż nadzienie z mięsa, kapusty albo grzybów też jest znane. 
- Co jeszcze proponujecie swoim gościom? 
- Całe menu jest opublikowane na naszej stronie internetowej. Oprócz typowo polskich smaków, mamy też cieszące się dużą popularnością pizze i pasty. Chciałabym podkreślić, że wszystkie potrawy robimy sami, nie używamy nawet półproduktów ani mrożonek. 
- I kto lepi te setki pierożków? 
- Moja mama. 
- Czy na święta przygotowujecie coś specjalnego? 
- Mieliśmy o to wiele pytań, więc zdecydowaliśmy się na typowo świąteczne smakołyki, których nie ma w karcie. Będzie więc między innymi makowiec, sernik, śledzie, uszka z czerwonym barszczem. 
- Można zamówić uszka do domu? Nie każdy radzi sobie z takim wyzwaniem kulinarnym. 
- Zamierzamy przygotować ich więcej, na ile starczy nam sił, również ciast i innych świątecznych przysmaków. 
- Szkoda, że nie jesteście bliżej Neuchatel. 
- Zastanawiamy się nad organizacją wysyłek na całą Szwajcarię – spróbujemy to zrobić w styczniu i sprawdzimy czy w ogóle będzie się to sprawdzać. Pierwszych klientów już mamy. 
- Restauracja będzie pracować w Wigilię? 
- Najprawdopodobniej otworzymy wieczorem, bo pyta o to bardzo dużo osób. Specjalnie na ten wieczór zamierzam zrobić kluski z makiem i kapustę z grzybami. 
- Jestem przekonana, że wielu Polaków bardzo się ucieszy. 
- Mam taką nadzieję. Wielu Polaków bardzo mi też pomaga w tym, co robię, choćby z reklamą restauracji. Polskie środowisko dobrze przyjęło mój pomysł, choć oczywiście była też krytyka, np. że powinno być więcej folkloru, a gości powinny obsługiwać Krakowianki w strojach ludowych. Niestety, na razie pracuję sama, więc czasami nie jest łatwo, ale z czasem na pewno się rozkręci. 
- Chyba już nie jest źle, jak na trzeci miesiąc? 
- Tak myślę! Na początku myślałam, że będzie gorzej – zwłaszcza po pierwszym miesiącu. Zobaczymy co przyniesie Nowy Rok. 
- Dziś podobno macie mieć reklamę w szwajcarskiej gazecie? 
- W redakcji "Tages Anzeiger" pracuje Polka i to ona skierowała do mnie dziennikarzy opisujących restauracje. Myślę, że podobały im się polskie smaki. Sam wystrój zresztą również – obecnie mamy wystawę obrazów polskiego malarza – Jacka Laskowskiego. To głównie polskie pejzaże. Wzbudzają zainteresowanie. 
- Czyli restauracja-galeria: coś dla ciała i coś dla ducha? 
- Być może to się nawet jakoś rozkręci, zobaczymy. Mamy już też stałą imprezę – to piątkowe karaoke. Atmosfera jest zawsze świetna. 
- Skąd pomysł na taką działalność? 
- Choć w Szwajcarii jestem dopiero dwa lata, brakowało mi takiego miejsca, w którym można byłoby się spotkać, a przy okazji zjeść coś dobrego, swojskiego, domowego. Dużo rozmawiałam z ludźmi i okazało się, że im też tego brakuje. Początkowo myślałam o sklepie, ale uznałam to przedsięwzięcie za zbyt ryzykowne. 
- Dlaczego? 
- Produkty muszą pokonać jednak sporą drogę, powinny się dość szybko sprzedać, a po wszelkich opłatach związanych z przekraczaniem granic ich cena musiałaby sporo wzrosnąć – to nie sprzyja dobrej sprzedaży.
- Czy klienci pytają też o polskie alkohole? 
- Oczywiście - najczęściej o Żubrówkę, ale też o Gorzką Żołądkową, czy Chopina – choć to drogi alkohol. 
- A Wyborowa? 
- Wyborową można kupić w szwajcarskich sklepach, ale nie smakuje ludziom. Słyszałam, że jest rozlewana w Niemczech i dlatego nie jest gatunkowo dobra jak ta nasza polska
- Ale u JolkiPolki będzie polska? 
- Zdecydowanie, podobnie jak piwo pszenne, które zamierzam ściągnąć z kraju. I serdecznie wszystkich do siebie zapraszam: na jedzenie, picie, na rozmowę 
Rozmawiała: Magdalena Simm 
Wszystkie zdjęcia: JolkaPolka

INFO: 
Restauracja Jolka Polka 
Birmensdorferstrasse 191
8003 Zürich
Tel.: 044 557-11-11
Kom.: 076 424-21-80, 076 343-57-63 
Godz. otwarcia: wt-nd 9.00-22.00 
http://jolkapolka.ch/ 
https://www.facebook.com/RestaurantJolkaPolka

środa, 19 grudnia 2012

Atak na ambasadę w Bernie

     Czterech zamachowców zagroziło wysadzeniem w powietrze polskiej ambasady w Bernie, jeśli w ciągu 48 godzin nie zostaną spełnione ich żądania: zniesienie stanu wojennego w Polsce i wypuszczenie politycznych więźniów oraz Lecha Wałęsy.
Wyprowadzenie terrorystów przez szwajcarską policję.
Fot. www.beeldbank.nationaalarchief.nl
     Na szczęście wydarzenia te - choć prawdziwe - rozegrały się ponad 20 lat temu. Na czele zamachowców stał niejaki „Pułkownik Wysocki”, czyli Florian Kruszyk, który  6 września 1982 r. wraz z „Sokołem”, „Ponurym” i „Kaczorem” sterroryzował bronią czternastu pracowników polskiej ambasady w Bernie. Policję i media przestrzegł,  że to dopiero początek przewidzianych ataków na polskie placówki dyplomatyczne i ogłosił, że stoi na czele kilkutysięcznej Powstańczej Armii Krajowej z siedzibą w Albanii.
    Szwajcaria nie zgodziła się na pomoc Polski ani innych państw (na terenie neutralnego państwa nie mogą przebywać zagraniczne uzbrojone jednostki) i sama stawiła czoło terrorystom. Negocjacje szwajcarskiej policji i służb specjalnych z zamachowcami odnosiły pożądany skutek – najpierw uwolniono z ambasady kobiety, a po upływie terminu pierwszego ultimatum zamachowcy żądali już tylko pieniędzy i możliwości opuszczenia Szwajcarii bez przeszkód. Ostatecznie szwajcarskie grupy terrorystyczne odbiły szturmem ambasadę (cała akcja trwała 3 minuty).
     Zamachowców nie objęła ekstradycja i rok później zostali postawieni przed Trybunałem Federalnym w Lozannie. Przywódca grupy został skazany na sześć lat więzienia, jego wspólnicy na około trzy lata.
Florian Kruszyk. Fot. www.beeldbank.nationaalarchief.nl
Fragm. z prasy lokalnej w Neuchâtel. L'Express, 10. 09. 1982
www. limpartialarchives.ch
Fragm. z prasy lokalnej w Neuchâtel, L'Impartial, 16.11.1982
www. limpartialarchives.ch
E. Zuba

wtorek, 18 grudnia 2012

Neuchatel pod lodem

     Dziś proponujemy krótką podróż w czasie. Zobaczcie jak jezioro Neuchatel wyglądało w poprzednich zimach - ponad sto lat temu. Poznajecie?

Zamarznięte Jezioro Neuchâtel. Luty 1830 r.
Litografia: Charles-Rodolphe Weibel-Comtesse.
Fot. www.imagesdupatrimoine.ch 
Zamarznięte Jezioro Neuchâtel. Styczeń - luty 1880 r.
Fot. www.photoclubneuchatel.ch

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Uśmiechnij się

    Na poniedziałek, na pluchę za oknem, na przedświąteczne zamieszanie - kilka żartów na poprawę humoru. Zostajemy oczywiście w tematyce szwajcarskiej.

Do banku w Szwajcarii wchodzi klient z walizką i ściszonym głosem mówi do bankiera:
- Chciałbym wpłacić pieniądze, w tej walizce są całe cztery miliony euro.
Na to bankier uśmiechnięty:
- Proszę nie ściszać głosu, bieda to żaden wstyd.

W jednym z banków kantonalnych rozmawiają dwaj bankierzy:
- Co u pana słychać, panie Rosenbaum?
- Same kłopoty. Szukamy kasjera.
- Przecież niedawno zatrudniliście nowego!
- No i właśnie jego szukamy!

- Panie Arnaud! - oburza się bankier. Jak pan śmie oświadczać się mojej córce?! Pan nie masz ani interesu, ani pieniędzy, ani nawet posady!
- Tak, ale ja mam widoki …
- Co? Widoki? W takim razie panu potrzebna lornetka, a nie moja córka!

     A czy pamiętacie scenę z filmu, kiedy Sztyc i Kramer przekraczają niemiecką granicę i zadowoleni odlatują do Szwajcarii? Tak, to słynny film "Vabank II, czyli riposta” z 1984 r. Oto wspomniany fragment filmu: 


     Ach, Alpy - tu się oddycha! Prawda? :) Jednak nasi wspomniani bohaterowie zostali w kraju, bo wszystko zostało zaaranżowane przez Kwintę i Duńczyka - którzy w Zurychu zrealizowali czeki Kramera.

piątek, 14 grudnia 2012

wtorek, 11 grudnia 2012

Wsiąść do pociągu byle jakiego

     Z Genewy do Zurichu w 20 minut. Odjazd co 6 minut. Ekologicznie, bez charakterystycznego hałasu po torach i pisku szyn przy każdym wjeździe na peron. A ostatecznie to i nawet bez tych szyn. Matrix? Niekoniecznie.     
Jedna z propozycji podziemnej trasy.
Fot.www.swissmetro.ch
     Emocje związane z projektem TransRUN (czyli linii kolejowej łączącej Neuchâtel z La Chaux-de-Fonds,  o której pisaliśmy tutaj) już dawno opadły. Ten kontrowersyjny pomysł, który wywołał wiele dyskusji, wydaje się znikomy w porównaniu z konceptem Swissmetro. Jest to myśl szwajcarskich inżynierów wykraczająca daleko poza regionalną skalę, a zrodziła się już w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku (sic!). Chodzi o metro łączące miasta: Genewa, Zurich i Sankt Gallen. Z czasem zaproponowano dołączenie do tej linii także Bazylei, Bellinzony, Lozanny i Berna. Wyobrażacie to sobie: podróż z Genewy do Zurichu trwająca 20 min?
     Zamysł powstał na Politechnice Federalnej w Lozannie i przewiduje głównie wykorzystanie lewitacji magnetycznej wytwarzanej przez elektromagnesy, zamiast tradycyjnych torów, przy dodatkowym użyciu próżniowej techniki oraz innych, mniej lub bardziej skomplikwanych efektów aerodynamicznych. Dzięki temu pociąg mógłby osiągnąć prędkość przekraczającą nawet 500 km/h!
Projekt szwajcarskiego metra.
Fot. www.swissmetro.ch
     Projekt podparto niezliczoną ilością badań, m.in. geologicznych i  aerodynamicznych, które potwierdzają możliwość budowy podziemnego pociągu. Temat pozostaje jednak ciągle w teorii, pomimo jego wielu innych cennych zalet ekologicznych czy pod względem bezpieczeństwa. Podobno władze państwowe zarzucały inżynierom chęć uczynienia z kraju za pomocą metra jednego wielkiego miasta, co doprowadziłoby do zatarcia osbowości poszczególnych kantonów. Innym ponoć powodem była rywalizacja o prestiż między Politechniką Federalną z Lozanny (pomysłodawcą), a Politechniką Federalną z Zurichu. W 1992 r. powstało stowarzyszenie Swissmetro SA, którego celem jest "podtrzymanie pomysłu przy życiu na lepsze czasy".                                                                                                                                                    
E. Zuba

poniedziałek, 10 grudnia 2012

Mikołajki 2012

     Pragnę wyrazić serdeczne podziękowanie wszystkim, którzy wczoraj przyjechali na świąteczne spotkanie - z roku na rok jest nas coraz więcej!
     Atmosfera udała nam się wyjątkowo świąteczna - trzy, pięknie nakryte stoły, uginały się pod rozmaitymi przysmakami. Mieliśmy też wspaniałego gościa - odwiedził nas bowiem sam święty Mikołaj i obdarował najmłodszych świątecznymi paczkami. Dzieci spisały się wspaniale - śpiewały, tańczyły, robiły piruety, dodawały i liczyły. I wszystkie solennie zapewniały brodatego świętego, że są bardzo, ale to bardzo grzeczne.
     Miło było się z wami zobaczyć i spędzić wspólnie kilka ciepłych chwil grudniowym wieczorem. Mam nadzieję, że w przyszłym roku będziemy potrzebowali czwartego stołu!
Magdalena Simm

piątek, 7 grudnia 2012

Niedzielne spotkanie

   To już w tę niedzielę! - jak co roku spotykamy się przed świętami, by porozmawiać, złożyć sobie życzenia, zjeść coś smacznego, pośmiać się, pobawić. Po prostu chwilę ze sobą pobyć.
    Zapraszamy wszystkich Polaków - z okolicy i z daleka. Z rodzinami, z przyjaciółmi - z Polski i innych stron świata. 
     Zgłoszenia i szczegóły: mag.simm[at]gmail.com.
     Zapraszamy!

czwartek, 6 grudnia 2012

Oko na Neuchâtel

     W naszym kantonie jest co najmniej kilkanaście kamer internetowych, przez które - za pośrednictwem internetu - możemy oglądać okolicę, a zwłaszcza aktualne warunki pogodowe.
     Różnica poziomów między położonym nad jeziorem Neuchâtel a La Chaux-de-Fonds wynosi niemal 600 metrów, a pogoda często zmienia się już przy wyjeździe z miasta w kierunku północnym. Mieszkańcy okolic za "granicę pogodową" przyjmują wysokość 800 m.n.p.m. - nierzadko miasteczka położone poniżej otula gęsta mgła, gdy powyżej tej granicy świeci piękne słońce.
     W samym mieście za taką umowną granicę uznaje się rue de la Cote i jej przedłużenia (nieco powyżej rue des Parcs i rue des Fahys) - na tej wysokości bowiem teren gwałtownie się podnosi (a funiculaire Ecluse-Plan-Ecluse jedzie wydrążonym w skale tunelem).
Rzeźba terenu okolic Neuchatel, Google Map
     Philippe Jeanneret, dziennikarz RTS, w internetowej "Kronice pogodowej" prognozuje (na podstawie Europejskiego Centrum Średnioterminowych Prognoz), że szwajcarska zima 2012/13 będzie nieco mniej mroźna, z mnieszą niż przeciętna ilością opadów. A dziś w nocy temperatura w Neuchâtel może spaść do siedmiu stopni poniżej zera. Zimno.
                                                                                                                                                          M.S.

Wybrane kamery z regionu:
Neuchatel: www.bfs.admin.ch/bfs/portal/fr/index/institutionen/bundesamt_fuer_statistik/webcam.html
widok na wybrane miejsca w Neuchâtelwww.suisse-romande.com/webcams-neuchatel.html
- zbiorczy widok z trzynastu miejsc w regionie, w tym trzy z Neuchatel: www.arcinfo.ch/fr/meteo/webcam
- zbiorczy widok z jedenastu miejsc w regionie: www.neuchateltourisme.ch/en/gallery/webcams.319.html
zbiorczy widok, zawiera również odnośniki do innych stron: www.surface.ch/ne/webcam.html
- widok z kamer zainstalowanych przez policję: www.policeneuchatel.ch/webcam.asp/4-0-60-5508-111-1-0/ (kamery z północy i zachodu obecnie w naprawie)

środa, 5 grudnia 2012

Czerwony Kościół

     Jednym z piękniejszych i ważniejszych symboli naszego kantonu jest neogotycki kościół katolicki Église Notre-Dame de l'Assomption (Matki Bożej Wniebowzięcia), potocznie zwany Église Rouge, czyli Czerwony Kościół. W 1986 r. budowla została zarejestrowana jako monument historyczny, a jego historia jest silnie związana z powrotem mszy katolickiej do protestanckiego kantonu Neuchâtel.
Widok na kościelną wieżę
Fot. M. Simm
     Początki reformacji w Neuchâtel wiążą się z przybyciem do miasta w roku 1530 Wilhelma Farela, francuskiego protestanckiego reformatora religijnego. Jego zamiar nawrócenia mieszkańców został zwieńczony sukcesem, gdyż jeszcze w tym samym roku opowiedzieli się oni w głosowaniu za przystąpieniem do reformacji. Msza katolicka „powróciła” do kantonu dopiero w 1828 r. Najpierw celebrowano ją w Chapelle de la Maladière, ale kaplica ta wkrótce okazała się zbyt mała.
     W sześćdziesiąt lat później władze miasta postanowiły zlecić wybudowanie większego kościoła. Budowa według pomysłu architekta Guillaume Ritter, znanego z innych budowli katolickich, rozpoczęła się w 1897 r. i trwała 9 lat. Ritter był szczególnie zafascynowany neogotykiem, głównie w stylu wiktoriańskim. Ale nie tylko ukłon w kierunku średniowiecza był, nazwijmy to, "innowacją" na tamte czasy. Architekt i zarazem inżynier wykorzystał nowoczesny wówczas materiał budowniczy - zaprawę murarską wymieszaną z wapnem i żwirem, do której domieszano cement zabarwiony na czerwono w celu nadania mu wyglądu czerwonawego piaskowca z Alzacji.
Budowa kościoła
Fot. www.imagesdupatrimoine.ch
    Na uwagę zasługuje także wnętrze kościoła. Witraże zaprojektowane przez Emmanuela Chamigneulle oraz Enneveu & Bonnet z Genewy są przykładem sztuki modernizmu. Całość dopełniają organy wykonane na wzór francuski z elementami niemieckimi, których budowę rozpoczął Henri Wolf-Giusto, a ukończył  Charles Mutin. Co ciekawe, instrument ten nigdy nie był unowocześniany - oznacza to, że przetrwał do naszych czasów dzięki pracom renowacyjnym w takim samym stanie, w jakim oddano go po raz pierwszy do użytku w 1929 r. Dzięki temu nasz kanton może się poszczycić posiadaniem organów symfonicznych na skalę europejską.
     Wspomniane wcześniej prace renowacyjne wewnątrz kościoła jak i na zewnątrz trwały około 15 lat (1986 – 2000 r.)
                                                                                                                                     E. Zuba
INFO: www3.orgues-et-vitraux.ch, www.cath-ne.ch

Fot. M. Simm
Fot. M. Simm
Fot. M. Simm

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Zima, zima, zima, pada, pada śnieg!

     Może "sankami w świat" jeszcze nie da się pojechać, ale śnieg w Neuchatel już jest - spadł w nocy z soboty na niedzielę i prószył wczoraj niemal przez cały dzień. Niestety, w najbliższych dniach opady śniegu zmienią się najprawdopodobniej w deszcz - na szczęście weekend zapowiada się pogodny.
     Prognozę dla Szwajcarii na najbliższe dni można obejrzeć na stronie RTS (Radio Télévision Suisse francophone): www.rts.ch/meteo