poniedziałek, 26 listopada 2012

Uśmiechnij się

– Ja to, proszę pana, mam bardzo dobre połączenie. Wstaję rano za piętnaście trzecia. Latem to już widno. Za piętnaście trzecia jestem ogolony, bo golę się wieczorem. Śniadanie jadam na kolację. Tylko wstaję i wychodzę.
– No, ubierasz się pan.
– W płaszcz – jak pada. Opłaca mi się rozbierać po śniadaniu?
– Fakt!
– Do PKS mam pięć kilometry. O czwartej za piętnaście jest PKS.
– I zdążasz pan?
– Nie, ale i tak mam dobrze, bo jest przepełniony i nie zatrzymuje się. Przystanek idę do mleczarni. To jest godzinka. Potem szybko wiozą mnie do Szymanowa. Mleko, widzi pan, ma najszybszy transport, inaczej się zsiada. W Szymanowie zsiadam, znoszę bańki i łapię EKD. Na Ochocie w elektryczny do Stadionu, a potem to już mam z górki, bo tak... w 119, przesiadka w 13, przesiadka w 345 i jestem w domu, to znaczy w robocie. I jest za piętnaście siódma! To jeszcze mam kwadrans. To sobie obiad jem w bufecie, to po fajrancie już nie muszę zostawać, żeby jeść, tylko prosto do domu. I góra 22.50 jestem z powrotem. Golę się. Jem śniadanie i idę spać.

     To tylko jeden z licznych cytatów z filmu Stanisława Barei, które przeszły już do historii polskiego kina. Po ponad trzydziestu latach "Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz" wciąż śmieszy Polaków do łez.

A na zakończenie jeszcze jedna perełka:
– I zdanżam na czas, proszę pana.
– Zdążam.
– No właśnie, i pan zdanża.
   
     Uśmiechnij się - choć poniedziałek. W Neuchatel mglisty i ponury.

Fot. Wikipedia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz