piątek, 29 czerwca 2012

Euro z krakowskiej ławki - Ostatni akord: Włosi czy Hiszpanie?

Wydarzenia związane z Euro 2012 specjalnie dla szwajcarskiej Polonii komentuje dziennikarz sportowy, red. Jan Otałęga z krakowskiego Dziennika Polskiego.

Fot.: East News
Kraków zwany był piątą areną tegorocznych mistrzostw Europy. Choćby z tego powodu, że aż trzy ekipy znalazły tu kwatery w trakcie turnieju. Najszybciej do domu wyjechali Holendrzy, którzy trenowali na stadionie Wisły. Zyskali duża sympatię, kiedy po przyjeździe do Krakowa spotkali się w towarzyskim pojedynku z młodzieżą. Na „prawdziwym” boisku doznali jednak trzech porażek i pożegnali Kraków. 
     Dłuższy czas spędzili w Krakowie piłkarze Anglii, mieszkając obok Rynku Głównego i trenując na boisku Hutnika, gdzie wcześniej zasiali trawę. Po półrocznej nieobecności piłkarze Hutnika wrócą teraz na ten stadion i będą mieli murawę jak nigdy dotąd. 
     Włosi zostali u nas najdłużej. Ich trener Cesare Prandelii z swymi kolegami wybrał się pieszo aż do klasztoru w krakowskich Bielanach. To było 21 kilometrów. Włosi z Wieliczki wyszli nocą, dotarli do kamedułów o świcie, wrócili już samochodami. Nie wiem, czy trener wymodlił na Bielanach zwycięstwo swej drużyny w półfinale, ale wiem swoje. Może Państwo nie uwierzą, niemniej mam świadków: przed meczem w Warszawie postawiłem 2-1 dla Włochów. Szkoda tylko, że nie poszedłem do bukmacherów... 
     Końcowy wynik na Stadionie Narodowym nie zdziwił mnie więc. Nie uległem bowiem powszechnej opinii, że na tym Euro „Niemcy idą jak burza”. Owszem, wygrali swoje dotychczasowe cztery mecze, ale nikt nie zwrócił uwagi, że 1-0 z Portugalią było bardzo szczęśliwe. Portugalczycy oblegali bramkę niemiecką, strzelali w słupek, faworytowi sprzyjała fortuna. Drugi sygnał ostrzegawczy odczytałem w spotkaniu Niemcy – Grecja. Słabsi o klasę Grecy potrafili strzelić aż dwa gole. Czyli obrona nie była monolitem, według mnie z Boatengiem i Badstuberem o wiele słabsza niż jej odpowiednik w wielu poprzednich turniejach. 
     Włosi potwierdzili, że są drużyną turniejową. Zwykle w kolejnych mistrzostwach wolno się rozkręcają, a grają coraz lepiej, gdy zbliża się finał. Przypomnę rok 1982 i Mundial w Hiszpanii. Najpierw po słabej grze Włosi remisowali z Polską, Peru i Kamerunem, a potem jak z nut wygrywali z Argentyną, Brazylią, Polską i Niemcami, zdobywając złoty medal. W Warszawie włoskie calcio potwierdziło swoje zwyczaje. Jeszcze w ćwierćfinale Italianie męczyli się z Anglia (po 0-0 wygrali dopiero w karnych), ale w czwartek wieczorem była to drużyna klasy światowej. Teraz oczywiście, jak słyszę, w finale wszyscy stawiają na Włochów, pamiętając przeciętny występ Hiszpanów w półfinale z Portugalią 0-0 (karne 4-2). Idąc pod prąd, postawię na Hiszpanów. Włosi oczywiście są świetni, ale biorąc pod uwagę mecz obu rywali w fazie grupowej 1-1, pamiętam, że Hiszpanie byli wtedy minimalnie lepsi od Włochów. Ponadto organizacja gry u Hiszpanów stoi na wyższym poziomie niż u Niemców, mają też lepszą obronę niż zespół trenera Joachama Loewa. Nie zdziwię, gdy w niedzielę w Kijowie włoska kosa trafi na hiszpański kamień i gracze Realu oraz Barcelony obronią tytuł sprzed czterech lat. Minus drużyny hiszpańskiej to brak na tym turnieju „żądła” w ataku, jakim jest u Włochów gwiazda warszawskiego półfinału Mario Balotelli. 
     I na koniec ranking pretendentów do złotego medalu, według opinii ekspertów, dotychczasowej gry drużyn i ich możliwości: 
1. Włochy
2. Hiszpania
     Z kolei ja klasyfikuję brązowych medalistów za ich grę w turnieju: 
3. Niemcy
4. Portugalia
Jan Otałęga

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz