niedziela, 17 czerwca 2012

Euro z pomorskiej ławki - Jaki poziom taki efekt

Wydarzenia związane z Euro 2012 specjalnie dla szwajcarskiej Polonii komentuje dziennikarz sportowy, red. Jan Otałęga z krakowskiego Dziennika Polskiego.

W sobotę na Półwyspie Helskim było tak jak w całej Polsce. Rozmawiano głownie o meczu Polska - Czechy. Ulice, domy, samochody tonęły w biało-czerwonych barwach. Wczasowicze przenosili się z plaży przed telewizory, rybacy wcześniej wracali kutrami do portów. Podobnie jak w całym kraju ulice miasteczek półwyspu wyglądały wieczorem na wymarłe.
     A potem do euforii nie doszło. Kraj przeżył wielkie rozczarowanie. Nie wyszliśmy z grupy, która – trzeba to przyznać – jest najsłabsza ze wszystkich na tym turnieju. Zawiedli także Rosjanie - znakomicie zaczęli mistrzostwa, gromiąc Czechów 4-1, a potem siedli na laurach. Sensację jest awans niedocenianych Greków,  którzy udowodnili jak należy walczyć do końca. Do ostatnich minut obydwu meczów grupy A panowało napięcie, jedna bramka w każdym z tych spotkań mogła całkowicie odmienić losy awansu. Grupę wygrali Czesi, skazani po klęsce z Rosją na wyjazd do domu. Tymczasem - jeśli w ćwierćfinale trafią na Portugalię czy Danię - kto wie, mogą mieć medal!
Fot. FILIP SINGER / PAP/EPA
     Nie dojdzie natomiast do spodziewanego przez ogół kibiców i ekspertów ćwierćfinału Polska – Niemcy. Zapowiadany „największy sukces w dziejach polskiego futbolu XXI wieku” (wyjście z grupy) spalił na panewce. Nasi piłkarze, jak to w ostatnich czasach bywa znów, okazali się słabsi. Nie bardzo rozumiałem euforię w kraju po dwóch pierwszych meczach. Piłkarzy kreowano niemal na bohaterów. Tymczasem oni wtedy dwa mecze zremisowali. Nie wygrali, tylko – powtarzam - zaledwie zremisowali! I to u siebie. Kiedy trener Piechniczek pierwsze dwa mecze na Mundialu 1982 roku zremisował, w kraju uznawano to za porażkę. Jak to się zmienia, po latach remis jest sukcesem... 
     W meczu Być albo Nie Być brakło Polakom argumentów. Grali dobrze przez pół godziny, a kiedy nie padł upragniony gol, stracili głowę i siły. Rzeczywistość pokazała brutalne oblicze. Trener Smuda lepszych piłkarzy, od tych których powołał, nie mógł znaleźć. Inny trener też by niczego nie zwojował. Innych zawodników nie mamy. Odpadamy, bo sporego dystansu w zakresie szkolenia i bazy w stosunku do zagranicznych drużyn nie da się nadrobić jednym turniejem. Trzeba więc wziąć się do roboty i nadal gonić Europę. Mamy kilka „rodzynków”, jak Wojciecha Szczęsnego, czy Roberta Lewandowskiego; talentów zapewne nad Wisłą i Odrą nie brakuje, ale nie potrafimy ich wyszukiwać i szkolić.
     Słabszy poziom polskiej piłki w porównaniu z rywalami to główny powód wypadnięcia z turnieju. Pewien wpływ miała też taktyka, Smuda stosował wariant zachowawczy, wystawiał za dużo defensywnych pomocników, nie próbował szarży. Szkoda straconej szansy w spotkaniach z Grekami i Rosjanami, przy energicznym ataku choć jeden z tych meczów mogliśmy wygrać.
     Po meczu z Czechami trener zapowiedział odejście. Już dawno stwierdził, że poczyni tak, jeśli nie wyjdziemy z grupy. Trudno, kobyłka u płota... Dwa i pół roku jego działalności nie pchnęło reprezentacji na nowe tory. Niemniej dziś nikt nie potrafi wskazać jego następcy.
     A teraz nasz ranking pretendentów do złotego medalu na podstawie dotychczasowych meczów, opinii ekspertów i możliwości drużyn:
1. Hiszpania
2. Niemcy
3. Włochy 
4. Francja 
5. Anglia 
6. Chorwacja 
7. Portugalia 
8. Holandia 
9. Chorwacja
10. Dania
11. Czechy 
12. Grecja 
     Odpadły już: Polska, Rosja, Szwecja i Irlandia.
Jan Otałęga

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz